W parafii Rutka-Tartak duszpasterzował od 1 października 1934 r. do końca czerwca 1937 r. Kolejną parafią, w której duszpasterzował, była Pawłówka. Ks. Białokoziewicz, syn Piotra i Józefy z Cudnochów, urodził się 8 czerwca 1901 r. w Laskach Włościańskich. Do gimnazjum uczęszczał w Ostrowi Mazowieckiej. Uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r. Po ukończeniu gimnazjum rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Łomży. Święcenia kapłańskie przyjął 8 maja 1926 r. w Łomży z rąk ks. bpa Romualda Jałbrzykowskiego. Po święceniach kapłańskich duszpasterzował jako wikariusz: w Rajgrodzie (1926), Filipowie (1926-1927), Wysokiem Mazowieckiem (1927), Kadzidle (1928-1932), Grajewie (1932-1933) oraz w Sejnach (1933-1934). Po zdobyciu doświadczenia pastoralnego rządca diecezji łomżyńskiej, ks. bp Stanisław Kostka Łukomski, mianował ks. Henryka proboszczem w Rutce-Tartak. Warunki pracy były trudne, ale ks. Henryk pokonywał wszelkie trudności z uśmiechem na twarzy, poświęcając swych parafian Matce Bożej.
Były także chwile bardzo trudne. Przede wszystkim dług ciążący na parafii nie dawał spokoju ks. Białokoziewiczowi. Wielokrotnie był posądzany o nieudolność, czy też brak roztropności w swym działaniu. Po niespełna swym rocznym pobycie w Rutce-Tartak otrzymał 29 lipca 1935 r. pismo od wikariusza generalnego diecezji łomżyńskiej, bpa Bernarda Dembka. Czytamy w nim: „Nawiązując do pism przesłanych przez ks. Prob. Przekopa Kurja odnosi wrażenie, że Imć ks. Proboszcz (Białokoziewicz – przyp. red.) uważa za swój obowiązek przeprowadzać dochodzenia, czy sposób administrowania parafją przez swojego poprzednika był uczciwy i sprawiedliwy lub czy też Ks. Prob. Przekop dopuszczał się niedozwolonych manipulacyj finansowych na szkodę parafiji. Bada w tym celu Ks. Proboszcz szczegółowo wszystko, co się działo od początku założenia parafji i do tej roboty wciąga parafian, wykazując im rzekome przewinienia swojego poprzednika. (…) Należy z tym skończyć. Poprzednik Imć Ks. Proboszcza miał bardzo ciężkie zadanie zorganizowania parafji, a ponieważ nie posiadał nadzwyczajnych zdolności organizacyjnych, więc przeoczył nie jedno i zrobił posunięcia, których może lepiej było nie robić”. Kończąc pismo, ks. bp Dembek zaznaczył, że ks. Przekop „(…) był i jest kapłanem uczciwym i sumiennym i o tem należy pamiętać, a nie czynić mu zarzutów, które uwłaczają czci kapłańskiej”. Wszystkie inne pretensje i skargi Kuria Biskupia w Łomży oddaliła.
Na prośbę ks. proboszcza Białokoziewicza ks. bp Stanisław Łukomski wyraził zgodę na uroczyste obchodzenie święta Królowej Korony Polskiej w Rutce-Tartak w dniu 3 maja 1937 r.
Najgorsze czekało na ks. Henryka dopiero w czasie II wojny światowej. Broniąc Polki przed pracą u Niemców, został aresztowany 1 listopada 1940 r. Uwięziono go w Suwałkach, następnie w Działdowie, a od końca lutego 1942 r. w Dachau. W Dachau otrzymał nr 24 045. Tam był poddawany nieludzkim próbom medycznym. Tak to wspomina po wielu latach: „W roku 1943 wybrano setkę księży i skierowano ich na rewir flegmony. Każdemu więc wstrzyknięto flegmonę. Ja dostałem zastrzyk w prawe udo. Wkrótce ciało zaczęło ropieć. Ropa wraz z gnijącym mięsem ściekała z kończyn. Każdego z doświadczalnych królików leczono w inny sposób. Mnie pomylono kurację. Sąsiad, który poddany został omyłkowo mojej kuracji, zmarł po kilku dniach. Ja natomiast miałem kąpiele. Codziennie przychodził sanitariusz i zmieniał mi rurki gumowe, którymi sączyła się ropa. Czynił to w ten sposób, że w żywe ciało na długość od kolana do stopy wbijał nożyczki i przepychał sączki gumowe. Wyłem z bólu, błagałem o śmierć, ale to zupełnie nie wzruszało moich oprawców. Kiedy proces gnicia dochodził do stadium końcowego, młody lekarz niemiecki polecił mi odciąć stopę. Ale w czasie tej rozmowy wtrącił się wicestarosta z Wiednia, również Niemiec więziony w obozie i doradził lekarzowi, by spróbował przeszczepić zdrowe ciało na tę ranę. Lekarz zgodził się. Wycięto mi na żywca bez zastrzyku znieczulającego kawałek ciała z lewego uda i przeszczepiono do ropiejącej nogi. Podobnej kuracji poddano księdza czeskiego Horkiego i Jugosłowianina ks. Munda. Przez 14 dni leżałem w łóżku i co dzień przychodził sanitariusz, wąchał ranę czy nie gnije ciało i robił opatrunek, który był jeszcze jedną formą znęcania się […]. Po dziesięciu miesiącach wzięto mnie z kolei na doświadczenie na blok malaryczny. Tu przystawiano do mego ciała niciane klatki z 10-12 komarami z Madagaskaru. Kiedy owady dostatecznie napiły się mojej krwi, odstawiano je i czekano 21 dni na pojawienie się gorączki. Trzy próby były nieudane. Za czwartym razem wypuszczono mi krew z jednej i drugiej tętnicy, pojono tą krwią komary i jeszcze raz przystawiano niciane klatki do mego ramienia. Tym razem już skutecznie. Miałem 41,8 i 42 stopnie temperatury”. Czasy obozowe cudem przeżył, po wyzwoleniu Dachau wrócił do diecezji. Od 15 kwietnia 1947 r. był proboszczem w Kuczynie. Na emeryturę przeszedł 30 maja 1968 r. Zmarł w Ostrołęce w szpitalu 25 lutego 1976 r.
(na podstawie książki: Ks. K. Bielawny, Dzieje parafii w Rutce-Tartak, Elbląg 2024)